Tło

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Moje myśli...

Powiedziałam sobie, że rozdziały będe dodawała w sobote albo w niedziele. Dlatego, że dzisiaj jest poniedziałek pokaże wam o czym dzisiaj myślałam.

Tak sobie dzisiaj rozmyślałam....
Po co my tak w ogóle żyjemy? I czy faktycznie nas stworzył Bóg? Wydaje mi się, że nasze życie, dane od Boga do czegoś jest potrzebne. Bo skoro żyjemy, to znaczy że musimy mieć jakiś cel w tym. Problem jest w tym, że ludzie jeszcze nie odnaleźli tej drogi, specjalnej drogi by osiągnąć ten cel. Tak na prawde nie wiemy czym on jest. Żyjemy, rozwijamy się, elektronika idzie do przodu, ale czy na pewno nam to potrzebne? Są osoby na przykład... z Afryki. Oni nie wiedzą co to jest internet, telefon, a co dopiero tablet, smartfon itd. Ludzie się ogółem rozleniwili. Kiedyś... ludzie polowali na zwierzynę, zbierali owoce leśne, opiekowali się dziećmi (znaczy teraz też, ale inaczej :p). Nie mieli internetu i im się, że tak powiem, nie nudziło. Więc moje pytanie brzmi tak: po co nam internet do życia, skoro przez to jesteśmy tylko bardziej leniwi? W każdym razie. Człowiek nie wyobraża sobie życia teraźniejszego bez internetu i telefonu. Musi być na bieżąco, wiedzieć co się dzieje. Tylko szkoda, że zazwyczaj dowiaduje się tych rzeczy przez przyrządy elektroniczne. Wyobrażacie sobie co by się stało jakbyśmy mieli wojne z Rosją? Załóżmy, że siedzicie sobie spokojnie przed telewizorem/komputerem. A tu z nikąd ni z owąd widać... no właśnie... co widać? Raczej na koniach by nie przyjechali no nie? No dobra... nagle pojawia się ogromny pojazd. Z nich wyskakuje dużo, bardzo dużo ludzi, uzbrojonych od stóp do głów i zaczynają strzelać wszędzie gdzie popadnie. Co byście wtedy zrobili? Zgaduje, że niektórzy weszli by na fb i napisali, że idzie mafia. 

Ludzie nie zdają sobie na codzień sprawy z tego, że jesteśmy stworzeni przez Boga. Jestem katoliczką i powiem wam szczerze, że jakoś nie moge w to uwierzyć. Znam dwie różne wersje powstania świata. Znam dwie różne wersje o pierwszych ludziach na Ziemii. I nie wiem, w którą mam uwierzyć? Według nauczycieli: świat powstał przez wielki wybuch. Mała i zarazem ciężka materia wybuchła od czegoś tam (?) i rozszypała się na miliony, miliardy kawałków, które rozprzestrzeniły się po całym wszechświecie. jedne sie żarzyły, jak ogień (gwiazdy np. Słońcie), inne stały się kulami, które po prostu fruwają sobie teraz wokół tych swoich gwiazd, czyli planety. Inne po prostu sobie są, bo są typu meteoryty, komety itd. Ale według Kościoła jest zupełnie inna wersja. Bóg stworzył świat, niebo, ziemię, i rośliny zwierzęta, aż w końcu człowieka. Ale to dotyczy tylko naszej planety. Bo na innych, typu Mars, Wenus nie ma organizmów żywych, ani wody. Czy to znaczy, że Kościół wymyślił jakąś bujdę tylko po to żeby ludzie w to wierzyli? Czy w naszym życiu faktycznie jest jakiś cel dany od Boga? Myślę, że wiara to wiara, coś wymyślonego, albo i nie. Nie widzieliśmy i nie słyszeliśmy, a jednak wierzymy. To jest wiara. I kto wie, czy na początku Ziemia była planetą podobną do Marsa, czy może nawet Urana. Bo mogło tak być. I pojawił się Bóg i dał życie roślinom, zwierzętom i człowiekowi. Albo... bakterie zaczęły się przetwarzać, najpierw ryby, z ryby gady, z gadów małpy, a z małpy człowiek? A no właśnie... człowiek. Według nauczycieli: Ludzie pochodzą od małpy, a według Kościoła: Bóg stworzył człowieka Adama i Ewę. I wydaje mi się, to znaczy.... według mojego ,,logicznego" myślenia: skoro Adam i Ewa byli pierwszymi ludźmi, a ludzie pochodzą od małp to znaczy, że Adam i Ewa byli małpami :) Tak jest przynajmniej moim zdaniem ;P

I dalej nasuwa mi się to samo pytanie. Po co my żyjemy i jaki jest nasz cel w życiu. Moja babcia mi powtarzała: życie to ciężka choroba na którą na samym końcu się umiera. Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz. I to w sumie jest prawda. A cel w życiu? Każdy ma jakiś cel w życiu, taki swój własny. Niektórzy odkrywają go wcześniej, niektórzy później. To talent. Każdy ma do czegoś talent. Na przykład do tańca. Lubią tańczyć i umieją. Stwierdzają, że chcą iść do szkoły tańca. Idą, uczą się i mają zapewnioną już swoją przyszłość. Ja też już mam swój cel. Zostać muzykiem. Ucze się już w szkole muzycznej i nie mam zamiaru z tego rezygnować :). A ty? Jaki masz swój cel w życiu?

I tak z innej beczki....
Moja przyjaciółka dodała sobie na profilowe kaszanke. Nie wiem za bardzo o co chodzi więc wstawiam wam Kłapouchego ;D

sobota, 4 stycznia 2014

Rozdział 3


Olivia spacerowała chodnikiem wzdłuż Murray Street i zajadając czekoladowego loda. Czuła się lekko opuszczona i samotna, ale z drugiej strony uwielbiała zwiedzać. Była już w parku i  w galerii. Nawet nie zauważyła, że zrobiło się ciemno. No tak, światła uliczne i świecące reklamy robią swoje. Blondynka postanowiła wrocić do hotelu. Zawróciła na pięcie, ruszyła na przód i uświadomiła sobie, że nie wie gdzie jest. Do tej pory szła beztrosko po mieście tu i ówdzie. Rozejrzała się. Samochodów było coraz to mniej, wszystkie sklepy były już zamknięte i niebo było czarne i zachmurzone. 
- No pięknie. A mogłam posłuchać Tiny, przecież ona zawsze ma racje- pomyślała i usiadła zrezygnowana na najbliższej ławce, nadal rozglądając się bezcelowo jakby szukając ratunku. 
- No dobra... poradzisz sobie przecież, nie? Zawsze sobie jakoś radziłaś- myślała dalej- ehh... na taxi nie mam kasy... było nie kupować tego loda! Dobra i tak by nie starczyło... wiem! Telefon!- wyciągnęła komórkę z kieszeni. Po wciśnięciu jednego z klawiszy ekran się nie zaświecił. Dziewczyna bezradnie próbowała włączyć Samsung'a. Jednak nawet nie mrugnął mimo uderzeń o ławke.
- Nie, nie, nie! Nie rób mi tego! Proszę! Włącz się no!- mówiła do siebie w myśli- Cholera no!- wykrzyknęła po chwili ze złością. Jej mina mówiła sama za siebie. Opusciła głowę w prawej ręce ściskając jeszcze komórkę. Jej oczy się zaszkliły. Pierwsza łza, której nie mogła powstrzymać, spłynęła powoli po policzku Olivii i spadając na ekran telefonu. Blondynka wytarła ekran o niebieskie, krotkie spodenki i poderwała wzrok ku górze. Widać było pierwsze gwiazdy, wychodzące zza chmur. Lekki, zimny wiaterek przeszywał przez ciało bezradnej dziewczyny. Ulice były już puste. Co jakiś czas przejeżdżał samochód, szybko omijając nastolatkę. Dziwczyna przyglądała się każdemu z nich z nadzieją, że któryś zatrzyma się obok niej by zawieść ją do hotelu. 
- Co ja tekiego złego zrobiłam hee?- wymamrotała pod nosem, marznąc już z zimna. Wiatr stawał się coraz silniejszy. Zaczęły spadać pierwsze krople deszczu. Po chwili jednak, oczom Olivii ukazał się samochód. Pojazd jechał powoli, wydając lekkie ,,terkotanie" silnika. Był czarny, błyszczący już od deszczu. Samochód zatrzymał się zupełnie. Otworzyły się drzwi od strony kierowcy. Jednak nikt z nich nie wychodził. Dziewczynę przeszył strach. Nie wiedziała czy ma krzyczeć, czy uciekać. Siedziała bez ruchu czekając na to, co się stanie. Po chwili z samochodu wyszedł wysoki brunet. Jego sylwetka pozytywnie zaskoczyła Olivię. Dało się słyszeć zamykanie drzwi samochodu. Chłopak szedł ku nastolatki w szerokim uśmiechu. Dziewczyna zaczęła zasłaniać twarz dłońmi, jednocześnie podnosząc prawe kolano, jakby chciała zaraz kopnąć bruneta.
- Co tu robisz?- zapytał się chłopak wpatrując się w dzieczynę. Jego głos był przyjazny i równocześnie miły dla uszu. Stał cały czas przed nastolatką. Po chwili dziewczyna poczuła jego dłonie na swoich nadgarstkach. Chłopak próbował odsłonić jej dłonie zwinięte w pięści, by tylko zobaczyć jej twarz. Olivia wiedziała co chce zrobić, więc gdy tylko poczuła jego dotyk oparła się rękami o ławkę. 
- Co tu robisz?- spytał powtórnie nastolatek. Spojrzał blondynce głęboko w jej niebieskie, głębokie zupełnie jak ocean oczy. Uśmiechnął się. Nastolatka również spojrzała mu w oczy. Były zielone z niby ,,pierścieniem" wokół źrenic. Odwzajemniła uśmiech otwierając usta. Nie usłyszał odpowiedzi. Usłyszał tylko:
- Eee... yyyff...- w tym momencie chłopak się zaśmiał. Usiadł obok niej nie odrywając od niej swojego ciekawskiego wzroku.
- Więc?- dopytywał dalej.
- Co więc?- odezwała się wreszcie.
- Noo.... co tu robisz? Sama... w zakątkach Nowego Jorku...w ciemnościach...
- W ciemnościach? Serio?- przerwała mu wskazując palcem na jeden z lampionów ulicznych.
- Taak, w ciemnościach- uśmiechnął się- zgubiłaś się?
- A jak myślisz, dlaczego tu tak siedzie sama, w ciemnych zakątkach Nowego Jorku?
- Czyli, że się zgubiłaś. A tak w ogóle, jestem Eddy- powiedział wyciśgając rękę.
- Lia- również się przedstawiła, ściskając lekko dłoń nastolatka.
- Lia to skrót od...?
- Od Olivia- uśmiechnęła się- Eddy to skrót od...?
- Od Edward, a nazwisko mam Bell... a ty?
- A ja dalej nie wiem jaki jest twój cel.
- Jaki cel?
- Zatrzymałeś się przy mnie i wypytujesz mnie o dane osobowe. Myślisz, że to nie jest dziwne? Nie wiem jak ty, ale ja nie lubie jak ktoś mnie wypytuje o jakieś rzeczy- powiedziała na jednym tchu- zupełnie jak na policji...
- Przepraszam... chciałem cię troszkę poznać. Wydajesz się sympatyczna. Czy mogę wiedzieć jak masz na nazwisko?
- Możesz.
- Więc? Jakie?
- Glam.
- Glan? Dziwnie z lekka- zaśmiał się.
- Nie Glan, tylko Glam przez M.
-A..ha... odwieźć cię do domu?
- Nie trzeba, sama wiem gdzie mieszkam- skłamała.
- I pewnie teraz czekasz na swojego różowego jednorożca, żeby zabrał cię do magicznego świata smerfów. Tak?
- A żebyś wiedział- zaśmiała się dziewczyna.- a tak na prawdę...- spoważniała- to ja.. tylko spacerowałam chodnikiem... no dobra byłam w parku i w galerii i... nie wiedziałam która godzina gdy zauważyłam, że jest ciemno. Telefon mi się rozładował i... i nie wzięłam wystarczająco dużo pieniędzy żeby zapłacić za taxi. Ja... mogłam posłuchać mojej przyjaciółki i wszystko byłoby dobrze...- wydukała, bliska już płaczu.
- Ejj... To nie koniec świata. Zawsze mogłaś iść pieszo- próbował pocieszyć dziewczynę. Objął ją jednym ramieniem.
- Nie jesteś zbyt dobry w pocieszaniu- zaśmiała się.
- Jak to nie? Przecież się śmiejesz.
- Noo....
- Chodź odwiozę cię do domu. Gdzie mieszkasz?- mówił wstając z ławki.
- W hotelu mojej cioci.
- No tak, ale na jakiej ulicy?
- Yff.... Nie wiem...
- Czekaj... szłaś pieszo, prawda?
- No tak.
- Czyli raczej nie zaszłaś zbyt daleko od hotelu, a w tej okolicy jest tylko jeden. Twojej cioci, tak? Jak ma na nazwisko? Może znam? Chociażby z widzenia...
- Emm... Blue.
- Wiedziałem- uśmiechnął się Eddy otwierając dziewczynie drzwi auta- wsiadaj, zawioze cię, to zupełnie nie daleko.
- Dzięki- odpowiedziała dziewczyna z uśmiechem- jak ja ci się odwdzięcze?- spytała Lia sama do siebie gdyż brunet jej nie słuchał. Zamknął za nią drzwi samochodu i sam wsiadł za kierownicę. Odpalił i spojrzał na zegarek.
- Heheh.... patrz, siedziałem z tobą ponad godzinę- zaśmiał się Edd wskazując palcem na zegar- już po północy, nie jest źle.
- Nie jest źle? Powiedziałam Tinie, że będe przed dwudziestą drugą i co?
- Emm... Kto to Tina?- spytał zmieniając temat i ruszając wzdłuż ulicy do hotelu.
- Moja przyjaciółka, nieważne.
Po pięciu minutach drogi znaleźli się pod hotelem. Blondynka drgnęła, uśmiechnęła się i spojrzała na Edwarda. 
- Dzięki na podwózkę- powiedziała Lia delikatnie- nie wiem co bym bez ciebie zrobiła- mówiła próbując wyszukać dłonią klamki. Wymacała i pociągnęła. Jednak nie mogła otworzyć. Spojrzała na chłopaka. Na jego twarzy znajdował się szatański uśmieszek.
- Eddy... drzwi nie chco się otworzyć!- wykrzyknęła, głośniej niż to planowała.
- Wiem- zaśmiał się.
- To je otwórz? Proszę? Chce wyjść! Dlaczego je zamknąłeś?!
- Bo chce jeszcze na ciebie popatrzeć...jesteś taka....- przerwał widząc przerażenie w oczach blondynki. Ta ze strachu odsunęła się do drzwi tak jak tylko mogła- przepraszam.... głupio to zabrzmiało- speszył się chłopak- ja tylko... masz mój numer. Jak będziesz czegoś potrzebowała, albo chciała się ze mną spotkać to zadzwoń. Jeśli oczywiście będziesz chciała, bo po tym co odwaliłem to raczej nie mam na co liczyć...- mówił. Zapalił światełko w samochodzie i otworzył drzwi. Wyglądał co najmniej tak jakby ktoś umarł.
- Zadzwonie- wyszeptała Lia wychodząc z samochodu i zatrzaskując za sobą drzwi. Samochód odjechał.
                                       *w hotelu, godzina 23:42*
Tatiana wyłączyła telewizor po czym poszukała koca. Okryła nim Louisa, śpiącego na kanapie i wyjrzała przez okno.
- Gdzie ty jesteś, Olivka!- pomyślała. Sięgnęła po swoją komórkę z kieszeni spodni. Wybrała numer swojej przyjaciółki i wcisnęła zielony klawisz. ,,Tu poczta głosowa. Po usłyszeniu sygnału nagraj wiadomość". To jedyne co w tej chwili usłyszała brunetka.
- Cholera! Psia krew! Nie wytrzymam zaraz!- wykrzyknęła na całe mieszkanie.
- Co ty...eee... robisz?- wymamrotał zbydzony Lu.
- Ah, nic takiego. Po prostu twoja siostra nie wróciła a ja tylko próbuje się do niej dodzwonić, tyle że cały czas odzywa się tylko poczta... nic wielkiego śpij dalej- odpowiedziała z sarkazmem.
- Eee... okej, tylko więcej nie krzycz, dobra?
- Cholera jasna! Mógłbyś, z łaski swojej wstać i mi pomóc?!- wydarła się- Nawet sie nie zainteresowałeś WŁASNĄ SIOSTRĄ!! Co ty myślisz!? Że ja sama dam sobie rade?!
- Yy... no, tak myśle.
- Trzymajcie.... mnie.... bo zaraz nie... WYTRZYMAM!!!!- wybuchła ze złością. Po chwili złość zmieniła się w płacz. Łzy zlatywały jej gęsto z policzków. Louis to zauważył i zaraz był przy przyjaciółce. Przytulił ją przyciskając do siebie.
- No już... nie płacz... będzie dobrze- szeptał delikatnie gładząc jej kręcone włosy- Lia da sobie rade... zawsze dawała- mówił. Dziewczyna odwzajemniła uścisk. Łzy Tiny zlatywały na jego ramie- no już, nie płacz, dobra?
- Yhmy...
- Da sobie rade, tak?
- Yhmy...
- Chcesz coś zjeść?- pytał dalej przytulając dziewczynę. Ta podniosła w końcu zapłakaną twarz i tylko pokręciła przecząco głową.
- Nie- odpowiedziała- ja chce Lie i to tutaj. A jak ją samochód potrącił a my nawet o tym nie wiemy?
- Nie histeryzuj- zaśmiał się chłopak- da sobie rade- powiedział.
- Ale nie puszczaj jeszcze- powiedziała wtulając się w chłopaka.
- Nie mam zamiaru- szepnął i delikatnie pocałował dziewczynę w czoło. 
- Co wy robicie?- spytała Olivia stercząc przed drzwiami mieszkania. Blondynka myślała, że wszyscy śpią, więc zakradła się po cichu. Zdjęła lewego buta nie odrywając wzroku od przytulonych.
- Yyy... my?- Spytał się Lu, dosłownie wyrywając się z objęć dziewczyny- my... nic... a co ty tu robisz?
- Myślałam, że mieszkam- zaśmiała się dziewczyna- wiedziałam, że między wami jest chemia, było to od zawsze po was widać- W tym momencie zakłopotani nastolatkowie zrobili tylko skwaszone miny i odsunęli się od siebie na trzy metry.
- Ja... - Tina nie dokończyła. Podbiegła do stojącej jeszcze przy drzwiach Olivii i mocno ją przytuliła- ja myślałam... że już nie wrócisz- wymamrotała brunetka, bliska już płaczu. 
- Ooh.... ja też cię kocham- powiedział Lu przyłączając się do dziewczyn.
- No dobra, dlaczego cię tak długo nie było?- spytała Tina siadając na oparciu kanapy. Olivia opowiedziała im całą historię.
- .... no i mnie zawiózł i dał mi swój numer, odjechał i weszłam do mieszkania- skończyła wyjaśnienia blondynka.
-Aaaww.... jakie to słodkie-powiedziała- ciesze się twoim szczęściem- uśmiechnęła się prawie skacząc z radości.
- Żygam tęczą- wypowiedział swoje zdanie Lu, odwracając głowę.
- Zadzwonisz do niego?- dopytywała przyjaciółka.
- No pewnie, ale jutro, teraz marzę tylko o spaniu- powiedziała ruszając w stronę łazienki.
- Z nich jeszcze będzie urocza para, zobaczysz- powiedziała Tina z uśmiechem.
- Taak, cudowna jak z My Little Ponny- zaczął skakać- żeby jej tylko nie zawrócił w głowie za mocno- dokończył już całkiem poważnie.

Haj! Wreszcie troszkę dłuższy rozdział :). Mam nadzieję, że wam się podoba. Zaczęło wchodzić troszkę akcji.... troszkę więcej niż w poprzednich rozdziałach :D . No dobra nie rozpisuję się. Piszcie swoje opinie w komentarzach ;) Ja fikam, narka! ;3